Po raz kolejny, w ramach cyklicznych akcji, w minioną niedzielę pikietowaliśmy w Toruniu w obronie życia. Miało to miejsce przed szpitalem L. Rydygiera, w którym dochodzi do zabiegów nazywanych w nowomowie „aborcją”, a które w rzeczywistości są zabiciem żywego człowieka. Najgorsze jest to, że abortowane dzieci nie mogą się bronić przed „wyborem” swoich matek, bezwzględnie realizowanym przez lekarzy. Właśnie dlatego uczestnicy pikiety pojawiają się pod toruńskim szpitalem – w celu ochrony tych małych istot, którym nie zostały jeszcze nadane imiona, ale są takimi samymi ludźmi jak my.
Choć działanie w porze zimowej jest trudne, a w niedzielę zastaliśmy deszcz, z każdą pikietą jednak przybywa coraz więcej osób. Przychodzą zarówno doświadczeni wolontariusze, jak i nowe osoby, które przyłączają się do naszej grupy, ponieważ wiedzą, że jest to działanie w słusznej sprawie. W związku z wydarzeniami zwanymi szumnie „czarnymi protestami” przekonaliśmy się, że wielu ludzi bardzo często ulega kłamliwej narracji środowisk proaborcyjnych, według których ruch prolife to starsi ludzie bez innego konkretnego zajęcia. Jak jednak można było zobaczyć w czasie naszej pikiety pod szpitalem, jest zupełnie inaczej, większość działaczy stanowią osoby młode.
W czasie akcji mogliśmy zaobserwować różne gesty, wyrażające aprobatę lub niechęć do nas. Bez względu na ich wymowę wiemy, że działamy w obronie dzieci nienarodzonych. Prowadziliśmy również rozmowy. W trakcie jednej z nich pewna kobieta próbowała przekonać młodą wolontariuszkę o bezsensie naszych działań oraz sprowadzić rozmowę do poziomu niemerytorycznego. W czasie tej dyskusji odwoływaliśmy się do wyników badań naukowych i do własnego sumienia.
Naszym celem jest uzyskać od szpitala deklarację o zaprzestaniu dokonywania w nim aborcji. Zapraszamy wszystkich mających ten sam cel w sercu do udziału w naszych pikietach, o których regularnie informujemy na profilu Fundacja Życie i Rodzina: Toruń.
Maciej Rakowski