W Brukseli na międzynarodowych targach przeznaczonych dla homoseksualistów można sobie kupić dziecko. Na zamówienie klienta hoduje się człowieka, a następnie sprzedaje jako towar. I to towar za grube pieniądze.
Proszę wyobrazić sobie taką sytuację: chcemy kupić nowy samochód. Uzbieraliśmy sporą kwotę, bierzemy żonę z dziećmi i jedziemy do salonu obejrzeć luksusowe limuzyny. Uprzejmy pan podaje nam katalog z modelami, oprowadza po salonie prezentując błyszczące nowością auta. Oczywiście możliwość wyboru praktycznie nieograniczona. Benzyna lub diesel, sedan, kombi? Proszę bardzo. Czerwony? Oczywiście. Dwustrefowa klimatyzacja? Jak najbardziej. I żeby do setki się rozpędzał w siedem sekund. Chce pan skórzane obicie? Tak jest. Biała skóra? Da się załatwić. I tak dalej, i tak dalej. Płatność kartą?
Targi dzieci, organizowane przez Men Having Babies, działają identycznie. Tylko towarem nie są samochody, a dzieci. Tutaj mąż przychodzi z… „mężem” do stoiska i rozmowa odbywa się tak samo: dziewczynka czy chłopiec. Azjata, Europejczyk? Proszę bardzo! Czarny? Oczywiście, Niebieskie oczy? Jak najbardziej. I żeby zdrowy był. Biała skóra? Da się załatwić. I tak dalej, i tak dalej. Płatność kartą?
Odnośnie płatności – koszt zakupu małego człowieka wynosi od 90 do 150 tysięcy dolarów. W cenie jest „wynajęcie” macicy, pomoc prawna, dostarczenie materiału genetycznego.
Z tym rodzajem handlu ludźmi wiąże się szereg dramatów. Tym, który najbardziej rzuca się w oczy, jest całkowite uprzedmiotowienie dziecka, sprowadzenie go do roli produktu. I ten ludzki produkt, wytwarzany metodą in vitro, jest modyfikowany wedle uznania (niebieskie oczy, biała skóra). A zatem ktoś tu bawi się w Boga tworząc człowieka na zamówiony przez klienta obraz i podobieństwo. Gdyby Hitler znał metodę in vitro, wyprodukowałby sobie tyle rasy panów, ile by chciał.
Żeby takie „wyprodukowane” dziecko się urodziło, potrzeba matki. Do tej roli wynajmowane są surogatki, czyli kobiety, które najczęściej powodowane złą kondycją finansową, dają się zapłodnić za pieniądze. Po wyprodukowaniu towaru jest on gotowy do odbioru przez klientów. Gorzej, gdy klient się rozmyśli lub matka, jeszcze będąc w ciąży albo tuż po urodzeniu, zmieni zdanie i zechce zachować to dziecko dla siebie.
Jednak co się stanie, gdy towar jest uszkodzony? A po ludzku: gdy dziecko jest chore? Ma wady wrodzone? A co się robi z niesprawnym, uszkodzonym towarem? Wyrzuca się…
Kiedy homoseksualiści odbiorą swój towar, zaczną go „wychowywać”. Będą pokazywać wszystkim, jakimi to wspaniałymi rodzicami są i jak bardzo normalną rodzinę tworzą. Niedawno pisaliśmy o ofierze takiej właśnie rodziny: Robert Oscar Lopez pisał, jak na jego życie wpłynęło wychowywanie przez osoby tej samej płci. Jako rozbity, zniewieściały nastolatek wpadł w szpony środowisk gejowskich i niełatwo było mu się wyrwać. Lopez to i tak łagodny przypadek.
W 2005 roku w Australii dwóch gejów – Peter Truong i Mark Newton – adoptowało chłopca. Mieli być rodziną idealną, tak ich kreowały tamtejsze media. „Dwóch tatusiów to lepiej niż jeden” – tak brzmiał tytuł reportażu o homoseksualistach. Po raz pierwszy chłopiec został zgwałcony w drugim tygodniu życia! I dalej molestowany był przez sześć lat. Jednak „tatusiom” to nie wystarczało. Udostępniali dziecko innym pedofilom, nagrywali filmy, jak je gwałcą. Oboje należeli do grupy pedofilskiej, której członkowie wymieniali się zdjęciami, filmami oraz instrukcjami, jak adoptować dziecko, by móc je potem wykorzystywać seksualne. Gdy ujawniono sprawę, dwaj pedofile trafili do więzienia, a artykuły wychwalające idealną rodzinę znikły.
Dzieci, które trafiają w ręce zaburzonych ludzi, mogą skończyć tragicznie. Sytuacja, w której przyzwala się na przedmiotowe traktowanie dzieci i handel nimi oraz sprzedaż osobom, które w żadnym wypadku nie powinny mieć możliwości adopcji dzieci, jest ogromnym zagrożeniem zarówno dla ofiar, jak i dla przyszłości społeczeństwa.
Tekst: Mikołaj Brzyski