Zaciekli aborcjoniści za nic mają fakty naukowe. Ważna jest dla nich jakość życia, wygoda, brak zmartwień i biznes. Oczywiście wszystko to pod płaszczykiem haseł o „prawie kobiet”, „wolnym wyborze” oraz „ukróceniu cierpień”.
„To zlepek komórek”, „płód”, „potencjał człowieka”, „pasożyt” – te niektóre tylko określenia mają pomóc aborcjonistom pokazać, że nienarodzone dziecko nie jest człowiekiem. Aborcję nazywają zatem „zwykłym zabiegiem”, „przywracaniem miesiączki”, „wyborem”, czy też „decydowaniem o własnym ciele”. Tymczasem pod tymi pojęciami ukrywa się jedna przerażająca prawda – eliminacja życia, które już jest i się rozwija, eliminacja w sposób bestialski.
Próbuje oddychać i się dusi
Pamiętacie Państwo przypadki dzieci, które miały być uśmiercone w procederze aborcyjnym, a mimo to urodziły się żywe? Najgłośniejsze dotyczyły m.in. dziewczynki z Zespołem Downa urodzonej żywo w 2014 roku we Wrocławiu; chłopców, także z Zespołem Downa, urodzonych w Opolu i Warszawie w 2014 i 2016 roku. Dzieci te, wbrew celom aborterów, miały wielką wolę życia. Nie mogły jednak same sobie pomóc. Personel medyczny zostawiał je porzucone gdzieś w kącie, płaczące, marznące i… duszące się, aż w końcu umierały w samotności.
Dr Tomasz Dangel z Warszawskiego Hospicjum dla Dzieci stwierdził w jednym z wywiadów, że dziecko, które rodzi się żywe w taki sposób, „ma niedojrzałe płuca i z tego powodu odczuwa duszność tak długo, jak jeszcze żyje, np. kilka godzin. Duszność jest znacznie trudniejsza do wytrzymania niż ból. W ten sposób torturuje się jeńców wojennych w celu uzyskania zeznań (podtapianie). Prawdopodobnie tak właśnie torturowany był ks. Jerzy Popiełuszko. Człowiek, który sam tego nie doświadczył, nie może sobie wyobrazić cierpienia sztucznie poronionego dziecka, które próbuje samo oddychać i się dusi”.
W jaki sposób umiera zabijane dziecko?
Aborter, chcąc uśmiercić dziecko w łonie kobiety, stosuje technikę wessania próżniowego, fragmentacji małego ciałka lub niedotlenienia wywołanego skurczami macicy. Dr Anthony Levatino, ginekolog i położnik, który na początku swojej kariery lekarskiej zabił ponad 1200 nienarodzonych dzieci, opisał te brutalne praktyki.
W pierwszym trymestrze ciąży aborter używa tzw. rozszerzaczy. Wprowadza je do szyjki macicy, aby mieć dostęp do dziecka. Następnie używa cewnika ssącego, który jest podpinany do maszyny mającej moc do 20 razy większą niż domowy odkurzacz. Dziecko jest gwałtownie rozrywane siłą ssania i wraz z łożyskiem wpychane do maszyny. Na koniec aborter używa łyżki ginekologicznej, aby oskrobać błonę śluzową macicy i mieć pewność, że wszystkie fragmenty ciała dziecka zostały usunięte.
W drugim trymestrze ciąży, kiedy dziecko jest już stosunkowo duże, aborter na 24 – 48 godzin wcześniej przygotowuje szyjkę macicy do aborcji. Używa w tym celu tzw. listownicy lub metalowych rozwieraczy. Następnie wkłada rurkę maszyny ssącej, aby odessać płyn owodniowy otaczający dziecko. Samo zaś dziecko zabijane jest za pomocą stalowych kleszczy, które rozrywają jego ciałko na kawałki. Główka jest zgniatana. Szczątki są usuwane z macicy za pomocą łyżki ginekologicznej. Aborter sprawdza, czy wszystkie części ciała są na zewnątrz.
W trzecim trymestrze ciąży procedura aborcji przeprowadzana jest w kilku etapach. Najpierw aborter wstrzykuje dziecku poprzez jamę brzuszną substancję mającą zatrzymać krążenie. Następnie wkłada do szyjki macicy listownicę, aby doprowadzić do jej rozszerzenia. Kobieta w tym czasie nosi w sobie martwe już dziecko i czeka, aż pojawią się skurcze wypychające na świat ciałko zabitego małego człowieka. Aborter upewnia się, że macica jest pusta. Jeśli tak nie jest, podejmuje procedurę rozszerzenia i wyłyżeczkowania.
Inną metodą jest tzw. aborcja farmakologiczna, która polega na podaniu kobiecie środków wywołujących zaburzenia pracy łożyska i skurcze macicy. W ten sposób dochodzi do niedotlenienia i śmierci dziecka. Jego ciałko wydalane jest na świat i wyrzucane do kosza na śmieci.
„Rekomendowana metoda” zabijania. Bez „niepowodzeń”
Kolejną morderczą techniką jest śmiercionośny zastrzyk z silnie stężonym roztworem chlorku potasu wstrzyknięty prosto w serce dziecka. Procedura ta nosi nazwę płodobójstwa. Aborterzy stosują ją na późnych etapach ciąży. Jest też stosowana do tzw. redukcji ciąży, czyli uśmiercenia jednego z bliźniąt.
Królewskie Towarzystwo Położnicze i Ginekologiczne tak opisuje ten proceder: „Dosercowy zastrzyk z chlorku potasu jest rekomendowaną metodą, aby zapewnić zatrzymanie akcji serca płodu. Po wciągnięciu krwi, aby potwierdzić prawidłowe umieszczenie igły, 2-3 ml silnego roztworu wstrzykuje się do komory sercowej. W grupie 239 przypadków płodobójstwa, gdzie zastosowano tę technikę pomiędzy 20. a 37. tygodniem życia płodowego dziecka, nie odnotowano żadnych niepowodzeń (żywych urodzeń).”
Masz wybór – możesz być matką martwego dziecka
Aborcja nie sprawi, że zniknie „problem”, że życie wróci do stanu sprzed chwili poczęcia dziecka. Sprawi, że Twoje dziecko nie będzie żyło, a Ty i Twoi bliscy będziecie o tym wiedzieć, choćby nie wiadomo jak aborcjoniści wmawiali Wam, że był to tylko „zwykły zabieg”. Pamiętaj – aborcja zabija.
Tekst: Katarzyna Pisarska