Poszerzamy permisywizm moralny. Samozwańcze lub lansowane przez media „autorytety” nakazują nam, aby akceptować zwyczaje, które kiedyś były po prostu niedopuszczalne. Zazwyczaj z powodów dobrze uzasadnionych logiką, etyką, czy wielowiekową praktyką. Dzisiaj nowe obyczaje wkraczają one w nasze życie i to nierzadko w sposób niedostrzegalny. Najpierw dopuścimy aborcję, za chwilę eutanazję, ale przy okazji także inne „atrakcje” – np. surogację za pieniądze. Wmawia się nam, że to dla naszego dobra i wygody. Uspokaja się nas, że to nic takiego. A skutkiem tych działań są niewyobrażalne i nierozwiązywalne dramaty. Prawda o tym jest przed nami starannie ukrywana.
„Urodzenie dziecka innej osoby powinno być celebrowane i opłacane”
Uważany przez niektórych za najbardziej wpływowy na świecie, magazyn The Economist, z całą mocą popiera surogację za pieniądze. Pod nagłówkiem: „Urodzenie dziecka innej osoby powinno być celebrowane i opłacane” gazeta argumentuje, że pod czujnym okiem rządów należy rozwijać rynek realizujący usługi rodzenia dzieci przez surogatki (matki zastępcze).
Niektóre kraje (Szwecja) zabraniają takich usług bezwarunkowo, ale inne (Indie) zabraniają tylko świadczenia usług na rzecz zagranicznych klientów.
Według The Economist takie praktyki (ograniczenia surogacji) są szkodliwe. Wypychanie surogacji na obrzeża dozwolonych usług czyni ją bardziej niebezpieczną i kosztowną. Dodatkowo wprowadza niepewną sytuację prawną dla dziecka, które może być uznane za pozbawione rodziców i oddane pod pieczę państwa. Zamiast tego, dawanie daru rodzicielstwa tym, którzy nie mogą mieć dzieci, powinno być celebrowane i objęte rozsądnymi regulacjami prawnymi.
Wprowadzenie surogacji staje się coraz ważniejsze dla pewnych kręgów, ponieważ rośnie zapotrzebowanie na takie usługi
Dziwnym trafem, jak na magazyn posługujący się statystykami, w dyskusji podjętej przez The Economist podaje się nad wyraz mało liczb. Niby popyt rośnie, ale w 2014 roku w całych Stanach było tylko 2200 surogacji.
Na „źródła popytu” magazyn w ogóle nie rzuca światła. Jest tu podobno przewaga samotnych mężczyzn, par dotkniętych niepłodnością i par homoseksualnych mających dzieci. Oczywiście, sedno tkwi właśnie w tym, że starannie ukryto proporcje poszczególnych grup płacących za urodzenie dziecka.
Wspomniany The Economist nie wysila się specjalnie, aby bronić etycznej strony surogacji inaczej, niż tylko chciwością (powołując się na tzw. „rynek”). Stwierdza jedynie, że dobrze funkcjonujący rynek i lekka doza państwowych regulacji uszczęśliwią klientów. Jednocześnie jakiekolwiek zakazy spowodują rozkwit nielegalnych usług. Autor artykułu konkluduje: „Stanie się rodzicem powinno być radością, a nie przestępstwem”.
Co charakterystyczne, nie wspomina się o gorąco dyskutowanych tematach, jak:
– traktowanie ludzkiego życia jako towar,
– skomplikowane położenie dziecka, które utrudnia jego sytuację prawną i osobistą (z kim ma się utożsamiać taki człowiek?),
– dramaty osobiste i wyzysk matek, które decydują się zostać surogatkami.
GP