„In vitro przedstawiane jest w mediach jako dobroczynna procedura, która przychyla nieba biednym rodzicom, którzy nie mają dzieci. Jest to kłamstwo. In vitro to aborcja na wczesnym etapie zarodkowym, kiedy część dzieci, które nie spełniają standardów, jest utylizowana czyli zabijana. In vitro nieodzownie łączy się z aborcją także na późniejszym etapie – mówimy tu o aborcji eugenicznej. Jeżeli te dzieci [które się poczną] są chore albo podejrzane o chorobę, a niestety często się tak dzieje przy procedurze in vitro, że mamy większe prawdopodobieństwo chorób, to te dzieci są zabijane. Bo przecież rodzice zamawiali zdrowe dziecko, a nie chore” – wskazuje Krzysztof Kasprzak.
Słynna sprawa z profesorem Chazanem, który nie zabił chorego dziecka, to było właśnie dziecko z in vitro. Najpierw lekarze powołali w tej procedurze dziecko do życia, a potem ono okazało się chore, więc je zdehumanizowali i chcieli zabić. (…) In vitro jest jednym wielkim eksperymentem. To procedura weterynaryjna, z którą łączy się jeszcze jeden wielki problem etyczny – mrożenie dzieci. Do każdej procedury in vitro powołuje się kilka zarodków, bo część się nie nadaje, wszczepia się np. dwa, potem może będą potrzebne kolejne wszczepienia, ale to nie zawsze się dzieje, dlatego z każdego zabiegu mamy nadliczbowe zarodki, które są mrożone. W tym momencie mówi się o kilkudziesięciu tysiącach, nawet do stu tysięcy zamrożonych zarodków już zalegających gdzieś w Polsce w jakichś bańkach, termosach z ciekłym azotem. I niewiadomo co z nimi zrobić.
Dowiedz się więcej: