O tak zwanej „homofobii” słyszymy niemal wyłącznie od aktywistów LGBT: jest straszna, jest jej dużo, Polska homofobią stoi. Żadnych konkretów, ale mamy myśleć, że nienawiść aż się z ludzi wylewa. Tylko że żadnej „homofobii” nie ma. Grupa aktywistów gimnastykuje się, jak może, by wywołać wrażenie, że jest. Przypadki nieudolnie sfingowanych napaści na homoseksualistów mówią same za siebie. Aktywiści LGBT umyślnie robią z siebie ofiary. Starają się wywołać wrażenie, że skala zjawiska jest ogromna.
Zapłacił „napastnikom”, by go pobili
Media szybko podchwyciły temat, gdy Jussie Smollett, czarnoskóry homoseksualny aktor ogłosił, że został napadnięty i brutalnie pobity przez dwóch białych mężczyzn. Napastnicy mieli wykrzykiwać obelgi rasistowskie i skierowane przeciwko jego orientacji seksualnej. Sprawa została zgłoszona na policję, a Smolletta goszczono w najbardziej popularnych stacjach telewizyjnych, gdzie żalił się jak pełne nienawiści są Stany Zjednoczone i jak trudno być gejem. Politycy prześcigali się w wyrażaniu współczucia i potępianiu nienawiści. Ameryka była całym sercem z ofiarą, a media podsycały atmosferę strachu przed agresją. Policja natomiast robiła swoje. Szybko się okazało, że cały kraj dał się nabrać na mistyfikację, a główny bohater nawet nie zadał sobie trudu, by zatrzeć za sobą ślady. Wystarczył monitoring uliczny, który pozwolił dotrzeć do rzekomych napastników. Okazało się, że są czarnoskórzy i w dodatku opłaceni przez Smolletta. Teraz aktor będzie musiał odpowiedzieć za wprowadzenie w błąd policji. Koniec końców odkryto, że nawet listy z pogróżkami od „rasistów” pisał sam do siebie. Sprawa jest świeża, wszystko wydało się przed kilkoma dniami.
Lesbijka upozorowała napad
nów Stany Zjednoczone, rok 2013. Charlie Rogers, była zawodniczka drużyny koszykarskiej uniwersytetu w Nebrasce zgłosiła na policji, że została napadnięta. Według jej zeznań do mieszkania mieli się wedrzeć trzej zamaskowani mężczyźni, skrępować ją i wyciąć na jej ciele obraźliwe homoseksualne hasła. Zanim uciekli, spróbowali podpalić dom. Według sąsiadów Rogers wyczołgała się z domu zakrwawiona wołając o pomoc. Zdarzenie bardzo poruszyło amerykańskie organizacje LGBT i wywołało emocjonalne protesty. Śledztwo szybko wykryło, że żadne dowody nie potwierdzają wersji wydarzeń przedstawionych przez Rogers. Przeciwnie – okazało się, że kilka dni przed atakiem kupiła nożyk, rękawiczki i opaski samozaciskowe. Została skazana na tydzień więzienia, dwa lata nadzoru policyjnego i odpracowanie 250 godzin na cele publiczne.
Sfingował atak na siebie
We wrześniu 20-letni gej z Madrytu wywołał poruszenie w całej Hiszpanii informując, że został okaleczony przez 8-osobową grupę ludzi, a powodem były jego homoseksualne skłonności. Media podawały, że na pośladkach wykonano mu wulgarny napis. Złożył zeznanie na policji, jego sprawa była szeroko komentowana w mediach, a premier Pedro Sanchez obiecał walkę z nienawiścią. Emocje rozkręcono do tego stopnia, że w geście solidarności z poszkodowanym odbyło się kilka dużych manifestacji. Przez kilka dni gej był męczennikiem, po czym przyznał się do sfingowania ataku. Napis na pośladkach wykonała znana mu osoba za jego pozwoleniem.
Transfobia narzędziem autopromocji
Nie trzeba daleko szukać przykładów zabawnej wręcz autopromocji i nakręcania emocji związanych z rzekomą przemocą wobec mniejszości seksualnych. Maja „Lu” to kobieta, która twierdzi, że należy wobec niej używać rodzaju męskiego i ogłasza się przedstawicielką mniejszości seksualnych. W październiku 2020 roku organizacja „Stop Bzdurom” rozkręciła wielką aferę, że Maję wepchnięto pod tramwaj w „transfobicznym” ataku. Organizacja z przejęciem donosiła, że „obecnie Lu jest bezpieczny, ale w ciężkim stanie psychicznym”. Sama bohaterka historii zamieściła w mediach społecznościowych emocjonalny wpis o tym, że się boi i sugerowała, że powodem próby zabójstwa mogły być „tęczowe” przypinki na plecaku. Angażowała emocjonalnie czytelników, którzy jej współczuli i narzekali na tak ogromną skalę nienawiści. Gdy jednak prokuratura zaczęła analizować sprawę, wynik był zaskakujący – przynajmniej dla fanów rzekomej ofiary. Nie było żadnego wepchnięcia pod tramwaj, a sama Maja „Lu” na koniec zaprzeczyła, że sytuacja opisana przez nią miała miejsce. Sprawa tak absurdalna, że aż śmieszna. Najpierw wielka afera jakby doszło do co najmniej ataku terrorystycznego, później – gdy mistyfikacja została obalona – wycofywanie się po cichu.
Homofobiczna mistyfikacja
W krajach, gdzie zdrowy rozsądek został wyparty przez poprawność polityczną, każda mniejszość jest stawiana na piedestale i hołubiona, a doszukiwanie się przejawów dyskryminacji wobec niej jest po prostu modne. Społeczeństwo będzie się w naturalny sposób litowało nad biednymi, uciskanymi homoseksualistami, jeśli wmówi się mu, że większość ludzi nienawidzi gejów i w ogóle wszelkich mniejszości seksualnych. Jeśli tak zwanej „homofobii” nie ma, trzeba starać się, by społeczeństwo wierzyło, że jest. W Polsce wszelkiego rodzaju aktywiści i politycy lewicowi raczej z marnym skutkiem prowadzą propagandę, by ogłupiać ludzi. Nieudolnie pozorują ataki, a później podsycają emocje, organizują niby oddolne protesty i oskarżają o wszystko, co najgorsze, wybraną grupę ludzi. Samo pojęcie homofobii jest ściśle propagandowe – to strach jest fobią, a homoseksualizmu nikt się przecież nie boi. Społeczeństwo, oprócz garstki tych, którzy dali się zmanipulować, ma zdrowy stosunek do naciąganych teorii o rzekomej „homofobii”. Takie zdarzenia jak rzekomy atak na Maję „Lu” w Warszawie ośmieszają działania tak zwanych aktywistów LGBT, już i tak postrzeganych przez ogół społeczeństwa z politowaniem. Aktywiści LGBT używają homofobii do osiągnięcia swoich celów.
Tekst: Klara Kamińska