W artykule „Czy jesteśmy gotowi na rynek narządów płodowych?” (ang. „Are We Ready for a Market in Fetal Organs?”) bioetyk Jacob M. Appel pisze tak: „Jeśli abortowane płody okażą się użytecznym źródłem narządów do przeszczepów, a istnieje nadzieja, że tak się stanie, nasze społeczeństwo może wkrótce zmierzyć się z możliwością kolejnego kontrowersyjnego i zaskakującego – ale potencjalnie korzystnego – zjawiska: legalnego rynku tkanek i narządów płodowych”.
Przyszłość „z dziećmi” czy przyszłość „na dzieciach”?
Amerykański „bioetyk” bez zażenowania pisze o zabijanych w wyniku aborcji dzieciach jako o potencjalnie „użytecznym źródle” narządów dla dorosłych. Uważa też, że rynek tkanek i narządów płodowych powinien być legalny. Nie trzeba chyba zaznaczać, jak wpłynęłoby to na liczbę aborcji. Z pewnością pojawiłoby się też zjawisko zachodzenia w ciążę tylko i wyłącznie po to, żeby zabić dziecko (sprzedając przy tym jego organy). Za chwilę wrócimy do skutków takich działań, ale najpierw jeszcze fragment ze wspomnianego artykułu:
„Uderzającą zaletą legalnego handlu narządami płodowymi, w przeciwieństwie do narządów dorosłych, jest to, że może on zapewnić wszystkie korzyści, których pragną zwolennicy bez powodowania szkód związanych z wyzyskiem, których obawiają się przeciwnicy. Taka sprzedaż może dowodzić rzadkiej transakcji gospodarczej w dziedzinie medycyny, w której można powiedzieć, że wszystkie uczestniczące strony odnoszą korzyści. Pierwszą uderzającą cechą narządów płodowych jest to, że ich podaż jest praktycznie nieograniczona. W przeciwieństwie do żywych dawców nerki, którzy muszą przejść przez życie z tylko jedną działającą nerką, kobiety w ciąży, które oddają nerki płodowi, mogą to robić wielokrotnie bez ponoszenia medycznych konsekwencji utraty narządów w wieku dorosłym. (…) Rynek narządów płodowych umożliwiłby kobietom wykorzystanie ich zdolności reprodukcyjnych dla własnej korzyści ekonomicznej. Jeśli kobieta ma fundamentalne prawo do przerwania ciąży, dlaczego nie ma prawa do korzystania z produktów tej przerwanej ciąży według własnego uznania?”
Mamy tu do czynienia z pomysłem wyzysku najgorszego rodzaju na najmłodszych i najsłabszych członkach społeczeństwa. Jacob Appel wyraźnie zapomina o najważniejszej stronie uczestniczącej w całej sytuacji, czyli o nienarodzonym dziecku, które nie odnosi absolutnie żadnych korzyści przy tego rodzaju „transakcji”. Zostaje bezdusznie zamordowane, a następnie wykorzystane, by podtrzymać życie kogoś dorosłego. Czy można zabijać jednych ludzi, żeby ratować drugich? Czy można zabić dziecko, żeby przekazać jego organy dorosłemu? Czy można usprawiedliwić zabicie dziecka tym, że ktoś inny potrzebuje jego organów?
To jest jeden z wielu przykładów potwornych skutków legalnej aborcji. Minęły dwa lata od opublikowania wyroku Trybunału Konstytucyjnego stwierdzającego, że aborcja eugeniczna jest w Polsce nielegalna. W tamtym czasie ze strony tzw. strajku kobiet wielokrotnie słyszeliśmy ponawiane na ulicach i w Internecie tezy streszczające się w haśle: „Kobieta to nie inkubator”. Sęk w tym, że to właśnie aborcjoniści traktują kobiety jak inkubatory, które mają przynosić zysk, a dzieci jak produkt, który można wykorzystać lub wyrzucić. Świat aborcjonistów jest brutalny i nie dba ani o kobiety, ani tym bardziej o dzieci, mimo że próbuje wmówić społeczeństwu, że jest inaczej.
Na koniec najstraszniejszy fragment:
„Pewnego dnia, jeśli nam się poszczęści, badania naukowe umożliwią hodowlę sztucznych „macic” do hodowania płodów dla ich organów (…)”.
Autor roztacza przed czytelnikiem wizję (anty)utopii, w której dzieci miałyby być hodowane w sztucznych macicach tylko dla swoich organów. A ponieważ prace nad stworzeniem sztucznej macicy wciąż trwają i idą do przodu w kilku krajach, to w kontekście powyższego artykułu powstaje niepokojące pytanie: czeka nas przyszłość „z dziećmi” czy przyszłość „na dzieciach”?
Tekst: Laura Lipińska