Czworo brutalnie zamordowanych dzieci, w tym jedno uduszone reklamówką i spalone w piecu – to opis strasznej zbrodni, jaka została odkryta w ostatnich dniach w Ciecierzynie (woj. opolskie). Matka zabiła swoje nowonarodzone dzieci i zakopała je na podwórku, pozbyła się dowodów swojego makabrycznego czynu. Niestety, w Polsce do podobnych zdarzeń dochodzi codziennie.
Mowa o dzieciach zabijanych w szpitalach poprzez aborcję. Troje dziennie, uznane przez lekarzy i matki za problem. Dzieci są duszone lub rozrywane na kawałki, a potem wyrzucane na śmietnik jako odpady medyczne. Szpitale pozbywają się dowodów swojej makabrycznej zbrodni z nie mniejszą swobodą niż kobieta, która zakopała je pod domem. Właściwie nawet z większą, bo w świetle polskiego prawa takie potraktowanie nienarodzonego dziecka – zabicie go i wyrzucenie jako odpad biologiczny -jest jak najbardziej dopuszczalne.
W miejscach, po których najmniej możemy się tego spodziewać – w polskich szpitalach – rozgrywa się taka właśnie „tragedia z Ciecierzyna”. Czworo dzieci zginęło z rąk najbliższej im osoby – własnej matki. W szpitalach tysiące dzieci giną z rąk tych, którzy z definicji mają im zapewniać opiekę i wsparcie medyczne. Polskie prawne regulacje sprawiają jednak, że pierwsza zbrodnia nie pozostanie bez kary i zabezpieczenia, żeby więcej do niej nie doszło. Druga zaś, z winy polityków PiS i obojętności wobec projektu #ZatrzymajAborcję, ma być przemilczana i akceptowana.
Magdalena Łońska