Lewica przeżywająca ostatnio pasmo porażek – fiasko projektu „Ratujmy Kobiety”, dołujące sondaże, niesnaski środowiskowe, czy coraz słabsze frekwencyjnie czarne protesty – sięga po coraz radykalniejsze metody. Zdenerwowana, że biskupi w Polsce bronią życia, postanowiła zrobić manifestacje pod kuriami.
Sam rozmach akcji nie poraża – półtora roku temu czarny protest był obecny w 130 miastach, teraz feministki są w stanie zjawić się pod 10 kuriami. Koronny przykład, że paliwo czarnych protestów się wypaliło. Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę pieniądze, które płyną do aborcjonistów z zagranicy, czy subwencje na partie polityczne, które dostaje np. Partia Razem, jeden z głównych organizatorów czarnych protestów. Co kryło się za wyborem takiego a nie innego dnia tygodnia? Pewnie bliżej nieokreślone antyklerykalne fobie, w myśl których właśnie w niedziele kurie pracują pełną parą nad ciemiężeniem biednych feministek. I całkowite oderwanie od realiów kościelnych – niewiedza o tym, czym jest kuria oraz jak i kiedy działa.
W ramach akcji nazwanej przewrotnie „Słowo na niedzielę” w mediach społecznościowych zaczęto powielać zdjęcia chorych i zdeformowanych dzieci jako argument za aborcją. I tak lewica postanowiła nawiązać do słynnej akcji T4 przeprowadzanej w krajach podbitych przez nazistowskie Niemcy. W ramach tej akcji zabijano ułomnych i niepełnosprawnych z tą tylko różnicą, że nie przed narodzeniem, ale już po. Obecne protesty feministek to także kolejny przykład pogardy wobec dzieci, które miały w życiu mniej szczęścia i cierpią z powodu różnych chorób.
Organizatorom manifestacji prawie udało się wcelować z datą biorąc pod uwagę, że w dniach 13-15 marca 1940 r. w ramach Akcji T4 Niemcy zamordowali 500 pacjentów szpitala psychiatrycznego im. J. Babińskiego w Kochanówce pod Łodzią. Jak widać 80 lat po tych wydarzeniach nazistowskie idee wracają na sztandarach wznoszonych przez ruch aborcyjny.
Krzysztof Kasprzak