Dokładnie w rocznicę zalegalizowania aborcji w 1973 roku wprowadzono kolejne mordercze zmiany w prawie.
Pewnie zastanawiacie się jak to możliwe, by poszerzyć jeszcze bardziej dostęp do aborcji w Nowym Jorku, który i tak wybija się w aborcyjnych statystykach. Teraz można będzie zlikwidować dziecko praktycznie na życzenie do 24. tygodnia ciąży. Wiecie, że to jest mniej więcej granica przeżywalności poza organizmem matki, prawda? Weźcie kartkę A4 i spójrzcie na jej krótszy brzeg – 21 cm. Mniej więcej tak duże jest dziecko w tym czasie – co ważne, mierzy się je gdy jest zwinięte w kłębek. Ma już brwi, rzęsy, czuje emocje matki i słyszy dźwięki – lubi głos mamy i taty. Tak duże dziecko nie ma przyznanego prawa do życia jak każdy inny człowiek. Można mu je odebrać lub przyznać zupełnie swobodnie. Można każdego ranka od nowa decydować czy się urodzi czy nie.
Dotychczas aborcja była legalna po 24. tygodniu tylko w przypadku zagrożenia życia matki. Teraz dojdzie do tego zagrożenie zdrowia matki (przy czym dużo tutaj zależy od konkretnego lekarza i jego osobistej interpretacji) i choroba dziecka zagrażająca jego życiu. Dodajmy jeszcze, że aborcję wykreślono z kodeksu karnego.
Za tym suchym opisem kryje się coś bardzo niepokojącego. To nie tylko setki ludzkich dramatów, ale porażka prawodawstwa, które zezwala na to, by człowieka zrównać z rzeczą. Małe dziecko wyrzuca się jak odpadek na podstawie czyjejś decyzji. Każdy może swoje dziecko zabić i według prawa to jest w porządku. Możemy się cofnąć do historii sprzed Wojny Secesyjnej, ale nie trzeba tak daleko. W samym XX wieku mamy aż zbyt wiele przykładów gdy grupa ludzi o określonych cechach była gorsza, pozbawiana praw, nawet eksterminowana. Za każdym razem oburzeni mówimy: „To się nie może nigdy więcej powtórzyć!”. A jednak powtarza się wciąż i wciąż, tylko uparcie nie chcemy tego zobaczyć.
Natalia Klamycka
Na podstawie: www.pch24.pl/nowy-jork-ma-nowe-prawo-aborcyjne