Kloe i Michael Matthews przeżyli wstrząs. Rzadki syndrom sprawiał, że ich nienarodzone bliźnięta miały minimalne szanse na przeżycie. Lekarze nalegali na odcięcie pępowiny słabszego, argumentując, że to ocali drugie dziecko. Gdy rodzice odmówili, okazało się, że istnieje inne wyjście. Ryzykowna operacja pozwoliła uratować życie obu chłopców.
Dramatyczna historia bliźniąt z Wielkiej Brytanii
Matthewsowie zostali zaskoczeni przez lekarzy dramatyczną diagnozą w 14. tygodniu ciąży. Okazało się, że nienarodzone bliźnięta jednojajowe James i Michael mają minimalne szanse na przeżycie. Osłabiał ich TTTS – syndrom przetoczenia krwi pomiędzy płodami (ang. Twin To Twin Transfusion Syndrome), gdzie połączenie naczyń krwionośnych we wspólnym łożysku sprawia, że jedno z bliźniąt staje się biorcą a drugie dawcą. Jakkolwiek większość składników odżywczych trafia do biorcy, jego życie jest tak samo zagrożone jak życie dawcy. Słabszy cierpi na niedokrwistość i małowodzie, czego skutkiem jest mniejszy rozmiar ciała. Silniejszy natomiast osłabiany jest przez wielowodzie i niewydolność krążenia, przez co rozwija się u niego obrzęk uogólniony. Obaj chłopcy byli na prostej drodze do śmierci, a początkowo jedynym proponowanym wyjściem miało być poświęcenie życia słabszego, by silniejszy mógł przeżyć.
Decyzja rodziców ocaliła dzieci
Mimo nalegań lekarzy skazanie na śmierć jednego z dzieci było dla rodziców nie do pomyślenia. „To był najgorszy dzień mojego życia, gdy poproszono mnie o rozważenie odcięcia pępowiny mojego małego Michaela – jakby nas spisano na straty” – podkreśliła Kloe. Wtedy okazało się, że jednak można zawalczyć o życie obu chłopców. Zabieg laserowy łożyska w King’s College Hospital w Londynie nie dawał żadnych gwarancji, ale zwiększał szanse obu chłopców. Określono je jako 70% dla biorcy i tylko 10% dla dawcy.
W 28. tygodniu ciąży wraz z porodem rozpoczął się kolejny etap walki o życie dzieci. Jako wcześniaki trafiły na oddział intensywnej opieki noworodków. Mniejszy, Michael, ważył tylko 623 gramy. Po czterech długich miesiącach wypełnionych zmaganiami z infekcjami i mnóstwem innych komplikacji bracia opuścili szpital. Teraz mają półtora roku i rozwijają się bardzo dobrze. Matthewsowie podkreślają, jak silną więź mają chłopcy ze sobą nawzajem: „jeden nie potrafi spać, jeśli drugiego nie ma w tym samym pokoju”. A jednak jako pierwsze i domyślne rozwiązanie sytuacji lekarze proponowali zabicie jednego z nich…
Tekst: Natalia Klamycka