Kobieta z Wielkiej Brytanii została pochopnie zdiagnozowana jako transpłciowa. Proces „zmiany płci” na męską rozpoczęła po zaledwie 2-godzinnych konsultacjach w prywatnym ośrodku, gdzie nie poinformowano jej o bolesnych skutkach ubocznych. Po odstawieniu hormonów męskich wraca do normy i przestrzega przed podejmowaniem pochopnych decyzji skutkujących okaleczeniem na resztę życia.
Szybka diagnoza
Daily Mail opisuje historię 26-letniej kobiety o imieniu Sam, która długo zmagała się nie potrafiąc odkryć swojej tożsamości. Po wejściu w środowisko osób transpłciowych doszła do wniosku, że zacznie być szczęśliwa jeśli zmieni płeć na męską. Mając 21 lat zgłosiła się do prywatnej kliniki, gdzie po zaledwie 2-godzinnej konsultacji zdiagnozowano u niej dysforię płciową. Jak sama twierdzi, lekarz nie zadał sobie trudu, by odkryć prawdziwe przyczyny jej problemów. Co więcej – nie zadbał o odpowiednie poinformowanie pacjentki o poważnych skutkach ubocznych.
Bolesne skutki operacji zmiany płci
Nie dość więc, że niezgodnie z procedurami Sam przeszła chirurgiczne usunięcie obu piersi zbyt szybko, to jeszcze nie była przygotowana na skutki zażywania hormonów. Zachwyt zmianami dość szybko zastąpiło przerażenie, gdy zanikająca pochwa zaczęła wywoływać ogromny ból. To naturalny skutek przedłużającego się niedoboru hormonów żeńskich, o czym lekarz nie wspomniał. Tak samo przemilczał, że tego typu ingerencja w układ hormonalny zwiększa ryzyko rozwoju nowotworu. Sam wspomniała, że zaczęła mieć coraz większe wątpliwości, co do swojej decyzji: „Nie czułam się tak, jak mężczyźni wokół mnie, czułam się jakbym cały czas udawała”. Gdy zaczęła jej grozić konieczność usunięcia macicy, zrozumiała, że działa wbrew sobie i nie jest gotowa na tak ogromne okaleczenie.
Powrót do normy
Wbrew radom lekarzy Sam odstawiła męski hormon – testosteron. Z czasem jej kobiece narządy zaczęły normalnie funkcjonować, powróciła miesiączka i płodność. Kobieta wyznała, że teraz uczy się lubić swoje ciało takim jakie jest i żyje w zgodzie z sobą. Po tym wszystkim co przeżyła przestrzega przed podejmowaniem pochopnych decyzji o okaleczających na resztę życia.
Limitowane „wsparcie” środowiska gender
Okazało się, że powrót do kobiecości wywołał duże kontrowersje w jej otoczeniu i zweryfikował przyjaźnie: „Wydaje się, że w społeczeństwie jest duży nacisk na wspieranie osób transpłciowych, do tego stopnia, że to, co zrobiłam, jest uznawane jako bycie anty-trans”. Przyjaciele Sam pozytywnie reagowali na jej decyzję o rozpoczęciu tranzycji. „Jednak kiedy wyznałam, że chcę odwrócić ten proces, odsuwali się ode mnie i kwestionowali moją decyzję”. Dodała, że środowisko transseksualistów naciska na kliniki, by stawiały szybkie diagnozy. Motywuje to rzekomą troską o stan psychiczny osób niepewnych swojej płci. Zastanawiające jest, że wsparcie kończy się wraz z decyzją o detranzycji. Mało tego – wspieranie w powrocie do prawdziwej płci jest nazywane… transfobią!
Tekst: Klara Kamińska