W serwisie internetowym Wirtualna Polska ukazał się wywiad z Izą Komendołowicz na temat jej niedawno wydanej książki „Ginekolodzy. Tajemnice gabinetów”. Rozmowy z praktykującymi ginekologami ujawniają informacje, którym środowisko promujące aborcję zaprzecza, lub celowo umniejsza ich znaczenie.
Nieudane aborcje, czyli żywe urodzenia.
W wywiadzie mamy potwierdzenie tego, co wiemy od kilku lat: jeśli aborcja jest przeprowadzana na granicy przeżywalności poza organizmem matki (mniej więcej 24. tydzień ciąży), dziecko może przeżyć. Wtedy czeka się aż umrze samo. Jeśli jest bardzo chore, dzieje się to wcześniej, ale czasem męczarnia dzieciątka może trwać nawet kilka godzin. Co jakiś czas do mediów przedostaje się informacja o kolejnym maleństwie, które konało pozostawione samo sobie, bo przeżyło wymuszony poród, choć miało umrzeć. Nawet ginekolodzy znani z wykonywania aborcji, między innymi Romuald Dębski, przyznają, że takie zdarzenia mają miejsce.
Na wschodzie nie ma aborterów.
Iza Komendołowicz mówi, że we wschodnich regionach Polski trudno znaleźć lekarza, który wykonałby aborcję. Są szpitale, w których wszyscy praktykujący ginekolodzy powołują się na klauzulę sumienia, a kobiety chcące abortować swoje dzieci odsyłane są do innych ośrodków. Fakty te cieszą, bo pokazują, że jest coraz więcej lekarzy, którzy nie zgadzają się na zabijanie niewinnych. Sytuacja kiedy położnik najpierw odbiera poród zdrowego dziecka, a później w sali obok dokonuje aborcji chorego, nie jest dobra i nie jest normalna.
Poza informacjami, których źródłem są wypowiedzi lekarzy, autorka książki wyraża własne opinie. Przytacza wyniki badań, według których większość Polaków opowiada się przeciwko aborcji na życzenie. Mówi także, że według niej obecna liczba nielegalnych aborcji i tych, których Polki dokonują za granicą, jest znacznie mniejsza niż w latach 60., 70. czy 80. gdy pozbywanie się niechcianej ciąży było dostępne i akceptowane społecznie, bo wtedy nie mówiło się, że aborcja zabija.
Prawda o aborcji, którą wielokrotnie odsłaniamy, znajduje swoje potwierdzenie w kolejnym źródle niezwiązanym w żaden sposób z ruchem obrony życia. Komendołowicz mówi w sposób wyważony i nie opowiada się po żadnej ze stron ani w sposób bezpośredni ani pośredni, na przykład poprzez określoną retorykę. Od dawna mówimy o dramatach i cierpieniu dzieci które przeżywają aborcje. To temat niewygodny, organizacje feministyczne wolą milczeć lub twierdzić, że nie wykonuje się późnych aborcji. Inni bagatelizują: to nieprawda, że dziecko, które przeżyło, krzyczało – nie mogło krzyczeć, skoro nie miało wykształconych płuc. W ten żenujący sposób lekarze usiłowali obniżyć rangę dramatu dziecka, które przeżyło aborcję w marcu 2016 roku w stołecznym szpitalu Świętej Rodziny.
Podczas naszych pikiet wciąż spotykamy ludzi, którzy wcześniej nie zdawali sobie sprawy z dramatów, jakie rozgrywają się za drzwiami szpitalnych sal. Trzeba o tym informować. Dobrze, że niewygodna dla wielu prawda o aborcji dociera coraz dalej.
Natalia Klamycka