12 listopada obrońcy życia z Lublina ponownie stanęli przed ratuszem, by ukazywać prawdę o aborcji. Mimo mrozu i wiatru ulicami kroczyło wielu przechodniów, których uwagę z powodzeniem przyciągała treść plakatu. Ukazywał on hipokryzję feministek i im podobnych środowisk, które „prawem kobiet” nazywają zabijanie dzieci, w tym także dziewczynek.
Już na początku zgromadzenia wolontariusze Fundacji Życie i Rodzina spotkali się z agresją słowną. Pewna starsza pani nawoływała, aby wziąć się do roboty i płacić składki, gdyż bez tego nie sposób się dostać do szpitala. Przy próbie podjęcia dialogu powtórzyła powyższe stwierdzenie oraz użyła inwektyw w kierunku obrońców życia. Tradycyjnie pojawiały się pytania retoryczne przechodniów, np. „Fajnie wam się tu stoi? Cieszycie się, że pokazujecie takie plakaty dzieciom?”. Odpowiedzią jednak nikt nie był zainteresowany. Z kolei w czasie robienia zdjęcia, gdy obok fotografa przechodziła para, dało się usłyszeć pretensje kobiety do swojego chłopaka, że zabrał ją do prowincjonalnego miejsca, gdzie wszędzie są katolicy. Rzecz jasna, wypowiedź przeplatana była wulgaryzmami.
Pojawiły się również głosy pozytywne. Pewien pan, choć niekoniecznie zgadzał się z naszym systemem wartości, szczerze doceniał wysiłki wolontariuszy, którzy zdecydowali się pokazywać prawdę i publicznie wyrażać swoje poglądy. Inny pan z daleka wskazał kciuk w górę. Sobotnia pikieta to nie ostatnie słowo wolontariuszy z Lublina. Będziemy pokazywać prawdę i walczyć o każde życie tak długo, jak będzie to potrzebne.
Izabela Durma