W grudniu 2016 r. Fundacja Życie i Rodzina wysłała do wyższych uczelni pisma, w których prosiła o dostęp do informacji publicznej dotyczącej prowadzonych przez nie studiów z zakresu gender studies. Niektóre z otrzymanych odpowiedzi wywołują zdziwienie. Dziś zajmiemy się odpowiedzią Uniwersytetu Wrocławskiego, uczelni, która w ofercie edukacyjnej ma m.in. zajęcia w Center for Gender Studies w ramach Instytutu Filologii Angielskiej.
Przedstawiciele tego ośrodka akademickiego mają problem z odpowiedzią na pytania i najwidoczniej sami nie wiedzą, czego uczy się na prowadzonych przez ich uczelnię studiach. Rektor uczelni prof. dr hab. Artur Jezierski na nasze zapytanie odpowiada: wzywam do sprecyzowania zapytania poprzez jednoznaczne wyjaśnienie terminów ”gender studies” – jakiej dziedziny naukowej w rozumieniu Rozporządzenia Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego (…) dotyczy zapytanie.
Gdyby to dotyczyło zwykłego Kowalskiego, można by zapytać, czy nie cierpi on na rozdwojenie jaźni, ale co począć w przypadku przedstawiciela uczelni wyższej? Powyższą odpowiedzią rektor Uniwersytetu Wrocławskiego naraża się na śmieszność, pośrednio przyznając, że to, czego uczy, jest niezdefiniowanym bełkotem. Jeżeli rektor nie potrafi zdefiniować pojęcia, które na jego uczelni potrzebuje osobnej jednostki organizacyjnej, to należy zadać pytanie, na jakiej podstawie i po co utworzono na Instytucie Filologii Angielskiej coś takiego, jak Center for Gender Studies? Idąc dalej, kto ma znać odpowiedź na pytanie o to, co to jest gender, jeśli nie naukowcy kierujący uczelnią, która w ofercie ma zajęcia o takiej nazwie? A może właśnie wychodzi na jaw, że ów tajemniczy przedmiot wykładów to żadna nauka ani kategoria badawcza, tylko niedookreślona ideologiczna bzdura…
Miesiąc temu w związku z rozesłanymi do uczelni zapytaniami, na uczelniach wybuchła panika. Atmosfera grozy została podkręcona przez larum środowisk lewicowych, które wkładają mnóstwo sił w promocję gender. Postanowiły zatem stosować strategię uniku, wmawiając ludziom, że chcemy dokonać eksterminacji naukowców. Znaczna część odpowiedzi przesłanej przez rektora UWr stanowi taki właśnie unik. Rektor pisze, że aby uzyskać informacje na temat listy pracowników naukowych, kryteriów i kosztów kierunku gender studies, trzeba przejrzeć mnóstwo dokumentów a to za duży wysiłek. Wytworzenie takiej informacji wymaga podjęcia dodatkowych działań o znacznym nakładzie pracy i czasochłonnych – czytamy w piśmie. Od kiedy to dostęp do informacji publicznej uzależniony jest od tego ile kartek w uczelnianych dokumentach czy plików na komputerze trzeba przejrzeć?
Odpowiedź rektora Uniwersytetu Wrocławskiego zaskakuje i zmusza do postawienia pytania: na co idą nasze pieniądze?
Katarzyna Malcharczyk