W marcu 2018 roku mieszkańców Stanów Zjednoczonych zszokowała informacja o odnalezieniu samochodu u stóp klifu wysokiego na 30 metrów. W pobliżu wraku znajdowało się siedem ciał, ósmego nie odnaleziono. Nieszczęśliwy wypadek? Rzeczywistość okazała się dużo gorsza. Para lesbijek dokonała samobójstwa. Śledztwo wykazało, że kierująca pojazdem celowo zjechała w przepaść zabijając siebie i pozostałych pasażerów – szóstkę adoptowanych dzieci.
Piękna fasada i przemoc tuż za nią
Zanim para lesbijek dokonała samobójstwa, żyła jako pozornie szczęśliwa homo para z 6 adoptowanych dzieci. Szeroko uśmiechnięte dzieci w swobodnych pozach i ich dwie adopcyjne matki okazujące sobie czułość. Na plaży, na tle ich domu. Szczęśliwa, zżyta ze sobą rodzina – pomyśli każdy na widok sześciorga czarnych nastolatków i dwóch urodziwych białych kobiet.
Jennifer i Sarah Hart na zdjęciach wydają się zwykłymi, normalnymi kobietami, jakie można by spotkać na ulicy: schludnie ubrane, z sympatycznymi uśmiechami. To tylko pozory. A właściwie cała piramida kłamstw, pieczołowicie budowana i podtrzymywana. Jen perfekcyjnie dbała o wizerunek rodziny w mediach społecznościowych. Wszystko jednak runęło po tragicznych wydarzeniach z Kalifornii, gdy śledczy po pierwszych intrygujących odkryciach zaczęli ujawniać nowe szokujące fakty. Dość szybko okazało się, że samochód w chwili wypadnięcia z drogi jechał z zawrotną prędkością 145 kilometrów na godzinę, kierująca samochodem Jen była pijana a Sarah i dwoje z sześciorga dzieci otumanione benadrylem powodującym senność i obniżenie sprawności ruchowej. Na jaw zaczęły wychodzić zaniedbania i przemoc, której doświadczały dzieci. Jak kawałki układanki zaczęły układać się zgłaszane na przestrzeni lat w trzech różnych stanach pracownikom opieki społecznej siniaki, zranienia i przemoc psychiczna. W większości zlekceważone.
Jak to się zaczęło
Jennifer i Sarah Hart adoptowały pierwszą trójkę dzieci dwanaście lat przed tragicznymi wydarzeniami, w 2006 roku. Abigail, Hannah i Markis, w chwili adopcji mający kolejno 3, 4 i 8 lat, byli czarnoskórym rodzeństwem pochodzącym z Teksasu. Dwa lata później do rodziny trafiła kolejna trójka malutkich dzieci, również czarnych: Ciera, Devonte i Jeremiah. Wszystkie pochodziły z trudnego środowiska i dysfunkcyjnych domów, a adopcja przez dwie białe, nieźle sytuowane kobiety miała im zagwarantować miłość i poczucie bezpieczeństwa.
Koszmar dzieci trwa
W czasie kolejnych lat kilkukrotnie przeprowadzali się, co było rzekomo spowodowane ostracyzmem, z jakim miały się spotykać dwie lesbijki. Pierwsze niepokojące sygnały pojawiły się już w 2008 roku, jeszcze przed adopcją drugiej trójki, gdy przebywali w stanie Minnesota. Nauczyciel zauważył u małej Hannah siniaki a ona sama zeznała, że Jen uderzyła ją pasem. Policja sporządziła raport, jednak zarzutów nie wniesiono. W świetle tych faktów zadziwiające jest to, że przysposobienia kolejnych dzieci w tym samym roku kobiety dokonały bez żadnych przeszkód. Dwa lata później siedmioletnia wtedy Abigail pojawiła się w szkole z siniakami i powiedziała, że to Jen oskarżyła ją o kradzież monety o małej wartości. Przesłuchanie pozostałych dzieci wykazało, że często były bite i wysyłane do łóżka bez kolacji. Później okazało się, że to Sarah uderzyła córkę. Efektem było skazanie na jeden rok w zawieszeniu i prace społeczne. Mniej więcej w tym czasie lesbijki zabrały dzieci ze szkoły z zamiarem uczenia ich w domu. Możemy się domyślać, że motywacją mogła być chęć odseparowania dzieci od świata zewnętrznego i łatwiejsze ukrywanie przemocy.
Jednak nawet wtedy sygnały o niej przedostawały się do pracowników Child Protecting Services (CPS), służb społecznych mających wspierać rodziny adopcyjne. Po przeprowadzce do stanu Oregon anonimowi obserwatorzy zgłaszali przemoc psychiczną w domu Hartów. Dzieci śmiertelnie bały się Jen. Na zdjęciach zamieszczanych w Internecie były uśmiechnięte, ale zaraz po ich wykonaniu znów wydawały się bez życia, jak „wytrenowane roboty”. Raportowano, że Jen wybuchała wściekłością z powodu najmniejszego „przewinienia”, nawet zbyt głośnego śmiechu. Dom wydawał się surowym obozem rekrutów, gdzie dzieci bały się robić cokolwiek. Opieka społeczna podjęła obserwację rodziny a Jen tłumaczyła służbom, że ludzie nie rozumieją ich „alternatywnego stylu życia”. Z niewiadomych powodów postanowiono zamknąć sprawę, mimo że jeden z zaangażowanych pracowników przestrzegał: „problemem jest to, że te kobiety wydają się normalne”.
W istocie Jen i Sarah pieczołowicie dbały o podtrzymanie wizerunku szczęśliwej rodziny w mediach społecznościowych. Ten zaczął się jednak walić po przeprowadzce do stanu Waszyngton, gdy głodzony Devonte prosił sąsiadów o jedzenie, a zdesperowana Hanna uciekłszy przez okno sypialni w środku nocy błagała ich o azyl. Zaalarmowani pracownicy służb próbowali dotrzeć do Hartów na trzy dni przed tragedią. Wtedy właśnie kobiety w pośpiechu zabrały dzieci i wyjechały do Kalifornii. Gdy po raz drugi zapukali do domu, był już pusty. Tego samego dnia wszyscy zginęli w samochodzie roztrzaskanym o nadmorskie skały.
Nietykalni, bo homoseksualni?
Po wstrząsającej tragedii zaczęto zadawać wiele pytań o funkcjonowanie systemu opieki społecznej i systemu adopcyjnego w Stanach Zjednoczonych. Pytań spóźnionych o co najmniej dekadę. Dopiero śmierć dzieci ujawniła jak wiele było okazji do podjęcia działań. Za każdym razem gdy na jaw wychodziły zaniedbania i przemoc, sprawę wyciszano. Sarah po odbyciu śmiesznie niskiego wyroku, spokojnie zniknęła służbom z pola widzenia przeprowadzając się z rodziną do innego stanu. Przyjmowano ze zrozumieniem tłumaczenia kobiet i po cichu wycofywano się. Dzieci były przez wiele lat terroryzowane, bite i głodzone, ale nikt z wielu zaangażowanych ludzi przez cały ten czas nie zadał sobie trudu, by zadać więcej pytań, drążyć temat i odkryć ich gehennę.
Dlaczego? Czy przyczyną jest to, że sprawa dotyczyła pary lesbijek, więc była niewygodna, bo można było oskarżyć zbyt dociekliwych pracowników socjalnych o prześladowanie z powodu orientacji seksualnej? Kolejny raz nasuwa się pytanie jaką rolę odgrywa w historii lobby LGBT i jego konsekwentne zastraszanie społeczeństwa zarzutami homofobii i braku tolerancji. Analogicznie jak w historii Matthew Scully-Hicksa opisanej przez nas tutaj , służby społeczne konsekwentnie ignorowały powtarzające się sygnały o przemocy wobec adoptowanych dzieci. Wobec prawa wszyscy powinni być równi. Co jeśli niektórzy zaczynają być nietykalni z powodu swojej orientacji seksualnej? Ile jeszcze tragedii musi się wydarzyć, by to pytanie zaczęto zadawać publicznie i wyciągnięto wnioski?
Tekst: Klara Kamińska