Jak będąc przeciętnym sportowcem zacząć odnosić spektakularne sukcesy? Lia Thomas, biologiczny mężczyzna po tak zwanej „zmianie płci”, został dopuszczony do zawodów pływackich kobiet w mistrzostwach akademickich w Stanach Zjednoczonych. Z 462. miejsca wśród mężczyzn wskoczył na miejsce 1. w klasyfikacji kobiet. Czy kobiecy sport ma jeszcze sens, gdy do zawodów dopuszczani są transseksualni zawodnicy?
22-letnia reprezentantka drużyny pływackiej Uniwersytetu Pensylwanii wywołała ogromną sensację swoimi wynikami w zawodach na początku grudnia ubiegłego roku. Niewiarygodnie niskie czasy w pływaniu stylem dowolnym na 200 i 500 jardów pociągnęły za sobą pytania o to, kim jest Lia Thomas. Okazało się, że… biologicznie jest mężczyzną po tak zwanej zmianie płci. Wcześniej aż 3 lata Lia pływał z mężczyznami. Przeszedł terapię obniżającą poziom testosteronu i dostał pozwolenie na rywalizację z kobietami. Zdeklasował przeciwniczki, ustanowił nowe rekordy basenów.
Konflikt między zdrowym rozsądkiem a lewicową poprawnością
Jego starty wywołały z jednej strony lawinę kontrowersji, a z drugiej głośno wyrażane poparcie. Wsparcie pochodzi przede wszystkim od należącego do Ivy League Uniwersytetu Pensylwanii, który publikuje oświadczenia pełne sloganów o wspieraniu równości, różnorodności i „inkluzywności”. A tak naprawdę tworzy atmosferę zastraszania zawodników. Zostało mniej lub bardziej dwuznacznie zasugerowane, że mogą ich czekać kłopoty w przyszłej karierze sportowej, jeśli ośmielą się wyrazić inne zdanie. Dlatego też list stworzony przez 16 zawodniczek kadry uczelnianej został opublikowany anonimowo. W łagodnych słowach wyraziły rzecz oczywistą – Lia Thomas ma biologicznie przewagę nad nimi. I to nawet nie jest kwestia poziomu testosteronu, ale wykształconych w czasie dojrzewania płciowego większych, a więc wydajniejszych płuc, większych dłoni i ogólnej wytrzymałości. „Wspieramy troskę o zdrowie mentalne Lii, ale prosimy Uniwersytet Pensylwanii i władze Ivy League, aby troszczyły się tak samo o nasze” – dodały. Ostatecznie doszło nawet do gróźb bojkotu zawodów, jeśli Lia wystąpi w konkurencjach kobiecych, po czym organizacje LGBT z oburzeniem orzekły, że jest to przejaw „transfobii”. Konflikt między uczelnią a zawodniczkami celnie skomentował John Lohn, redaktor naczelny portalu swimmingworldmagazine.com: „[Uniwersytet] przedłożył jednostkę nad drużynę. Równocześnie ignorował i starał się uciszyć studentów. Pokazał, że kobiecy sport jest nieistotny”.
Odgórne przyzwolenie na hormonalną przewagę
Co na to przepisy? Przez długi czas przyszłość Lii w zawodach kobiecych była niepewna, bo USA Swimming – amerykański związek pływacki – postanowił, że transpłciowe kobiety mogą wziąć udział w rywalizacji, jeśli przez 36 miesięcy z rzędu utrzymają poziom testosteronu niższy niż 5 nanomoli na litr. Niedawno jednak nastąpił przełom. Zezwolono Lii na start z kobietami, jeśli będzie miał we krwi nie więcej niż 10 nanomoli na litr. Jak bardzo nisko zawieszono dla niego poprzeczkę, obrazuje fakt, że dla przeciętnej kobiety to jest poziom między 0,5 a 2,4. Lia ma więc nie tylko większą objętość płuc i dłuższe, silniejsze kończyny. Już na starcie może mieć wydajniejszy organizm dzięki poziomowi testosteronu nawet o 20 razy wyższemu od współzawodniczek. USA Swimming zapewnia, że na decyzje nie miały wpływu naciski z zewnątrz.
Równe prawa, ale nie dla wszystkich
Kobiety dzielące szatnię z transseksualnym zawodnikiem skarżą się, że Lia nie zawsze zakrywa swoje genitalia podczas przebierania, co wywołuje u nich silny dyskomfort. „Daily Mail” udało się porozmawiać z jedną z nich. Kobieta ujawniła, że Lia umawia się na randki z dziewczynami i wyraziła żal, że one muszą dbać o jego komfort, ale on nie musi się przejmować tym, jak się czują współzawodniczki narażone na widok jego genitaliów: „Nic się z tym nie da zrobić. Musimy przejść nad tym do porządku dziennego i to zaakceptować, albo nie możemy korzystać z naszej własnej szatni”.
W obawie przed transfobią
Slogany o równych prawach i inkluzywności nie zmienią tego, jak czuje się zawodniczka, która dała z siebie wszystko, ale staje na drugim miejscu podium prześcignięta o całe 3 sekundy przez biologicznego mężczyznę. Zamiast dumy z równej walki jest frustracja doświadczaną niesprawiedliwością i demotywująca świadomość, że nie miało się szans wygrać. Na dodatek samo stwierdzenie faktu, że mężczyzna – nawet po terapii hormonalnej – ma przewagę, od razu jest nazywane transfobią. To obok homofobii kolejne wygodne słowo-wytrych, które w rzeczywistości jest pustym sloganem, straszakiem na niepokornych: bierz grzecznie udział w tym szaleństwie, nie wychylaj się, bo zostaniesz nazwany transfobem. John Lohn z portalu swimmingworldmagazine.com zauważa: „Żałosne jest, że każdy argument przeciwko startowi Lii w zawodach jest natychmiast uznawany za transfobię.” Dodał, że granie tą kartą przez Ivy League jest nie tylko przejawem arogancji i ignorancji, ale jest zwyczajnie obraźliwe wobec studentek. Dodajmy, że zastraszanie przyklejeniem etykietki transfoba jest również groźne, bo jeśli damy się złapać temu lękowi, organizacje LGBT będą mogły wymuszać na nas coraz więcej i więcej. Wszystko w imię otwartości i walki z dyskryminacją oczywiście.
Pływanie to nie jedyna konkurencja, gdzie mężczyźni w imię lewicowych idei tolerancji i walki z dyskryminacją rozwalają kobiecy sport. Biegaczki mają podobny problem, o czym pisaliśmy w artykule „Problem zawodniczek. Muszą rywalizować z mężczyznami, którzy czują się kobietami.”
Tekst: Klara Kamińska