Wiele osób, ukrywając swój stosunek do aborcji, narzeka, że nasze plakaty mają negatywny wpływ na dzieci. Organizując setki pikiet nigdy nie widziałem, żeby jakiekolwiek dziecko ucierpiało z powodu naszych działań. Mam w pamięci jednak te, które zaciekawione podchodziły i pytały o co tu chodzi. Podobnie podchodzili i rodzice, abyśmy mogli wyjaśnić dzieciom po co stoimy. Nie inaczej było na pikiecie w Rudzie Śląskiej. Jak zatem należy rozmawiać z małymi dziećmi o trudnych sprawach i jakie są ich rzeczywiste reakcje?
Czwartek dzień 16 marca był piękny i słoneczny. Po spotkaniu z wolontariuszami w Rudzie Śląskie rozstawialiśmy plakat i megafon, zaczynając swoją służbę dla najsłabszych. Na placu św. Jana Pawła II ganiały się dzieci korzystające z uroków pogody. Ciekawe tego, co robimy, podeszły i przyglądały się naszym działaniom. Po chwili jednak odeszły, rozpoczynając żywą dyskusję w swoim gronie.
Zanim garstka dzieci powróciła, podszedł do nas pan z około 6-letnim chłopcem. Mężczyzna, po przywitaniu, poprosił, żebyśmy wyjaśnili dziecku co właściwie robimy. – Cześć, mam na imię Mariusz – powitałem młodego człowieka podając mu rękę. Po jego cichej odpowiedzi zacząłem mówić – Marcinie, na pewno oglądasz bajki. Tam my, mężczyźni, jako rycerze, książęta, królowie zawsze bronimy tych najsłabszych, którzy sami nie mogą się bronić. Ratujemy księżniczki i wspinamy się na wyżyny naszych możliwości, aby ratować poddanych przed złem i niesprawiedliwością. Zmieniamy świat na lepsze. Do tego się właśnie przygotowujesz jako mały chłopiec! W przyszłości masz bronić tych, którym dzieje się krzywda, a także bronić swojej rodziny przed złem, bo świat jest pełen piękna, trudów, ale i pełen zła. Dzisiaj nie ma sprawiedliwych królów i to ludzie chcą decydować, co jest dobre, a co złe. Przyszliśmy im pokazać tego człowieka na plakacie, żeby nigdy więcej nikt w taki sposób nie musiał umierać. Wtedy świat, pomimo trudów, będzie dobry i sprawiedliwy. Jesteśmy tutaj właśnie po to, żeby pomóc małym dzieciom. Mam nadzieję, że i Ty kiedyś będziesz kochał każdego człowieka i bronił najsłabszych przed silniejszymi.
Chłopiec uśmiechnięty popatrzył na tatę, który go zapytał – Teraz rozumiesz? – Tak – odpowiedział. Po chwili usłyszałem wypowiedź mężczyzny. Ojciec dziecka wiedział, że mamy rację, ale nie wiedział jak to wyjaśnić synowi. To, co mi w nim zaimponowało, to jego spokój i opanowanie, a także pokora, która pozwoliła mu podejść i poprosić o wyjaśnienie. Niestety, często mamy do czynienia z rodzicami, którzy reagują nerwowo, a przy swoich dzieciach obrażają wolontariuszy, dając tym samym przykład, który nie jest godny naśladowania.
Chwilę później podjechała rowerem dziewczynka, a zaraz za nią podbiegł chłopiec. Tu rozmowa okazała się zupełnie inna. Widząc dziewczynkę, do rozmowy przyłączyła się również wolontariuszka z naszej grupy. Dzieci miały około 11 lat. Pokazaliśmy im Jasia – model dziecka poczętego – tłumacząc, że dzisiaj niektóry ludzie uważają, że mogą decydować o śmierci takiego małego człowieka. Dzieci były bardzo ciekawe. – Dlaczego ci ludzie tak robią? – zapytała dziewczynka. Wyjaśniliśmy, że najczęściej przyczyną jest choroba takiego dzieciątka. W tym momencie chłopiec nam przerwał i powiedział, że jego brat jest chory i jego mamie też mówiono, żeby go zabić. – Jestem za Wami, a mój brat jest super – dodał. Zapytałem czy znają jakieś dziecko z Zespołem Downa, wskazując jednocześnie, że to są dzieci najczęściej zabijane w łonach swoich mam. Dziewczynka powiedziała, że gdy była w przedszkolu, to było spotkanie z taka dziewczynką i była bardzo fajna.
Czasami wydaje mi się, że dzieci o wiele lepiej niż dorośli potrafią ocenić co jest dobre, a co złe. Chciałbym bardzo, aby w takiej ocenie aborcji zgodziło się z nimi wielu dorosłych, którzy zalęknieni strachem przed trudem wychowania dziecka chorego wolą przyznawać sobie zbrodnicze prawo, niż pójść drogą trudniejszą, ale drogą godną człowieka.
Mariusz Piotrowski